ZAPISZ SIĘ do Newslettera

Facebook Linkedin English

O astrologii na lekcji fizyki

CeLiID

07.03.2011

Artykuł opublikowany 13 lat, miesiąc i 12 dni temu.

Faktów mogę nie ująć najbardziej precyzyjnie i szczegółowo, ale radia słuchałem dziś jeszcze przed pierwsza kawą. Zarys wiadomości jednak rozpoznałem:
Ministerstwo zaproponowało, by w liceach, dla profilu humanistycznego, utworzyć blok zajęć z przedmiotów ścisłych. Zajmowano by się na nich również takimi problemami, jak co fizyka sądzi o różdżkarstwie czy astrologii. Później puszczono tzw. “głosy”. Większość była temu pomysłowi niechętna, szczególnie nauczycielom się sprzeciwiali. Najpełniej wyraziła to dyrektorka jakiegoś liceum. Jeśli dobrze zrozumiałem jej obiekcje (przypominam: program “pobudka” załadował się dopiero w 70%), to nie podobało jej się wprowadzenie tego bez konsultacji z nauczycielami, łączenie przedmiotów oraz rezygnacja z “konkretnej” wiedzy na rzecz błahych tematów.

W pierwszej kwestii nie mam zdania, bo i brak mi informacji, jak to działa. Chciałbym się natomiast zająć dwoma pozostałymi argumentami.
Podział materiału na przedmioty ma już tak silną tradycję w edukacji, że mało kto kwestionuje jego zasadność. Tu jest biologia, tu fizyka, a tu język polski. To odrębne dziedziny, zatem i uczyć należy ich oddzielnie. Wydaje mi się że ubocznym skutkiem takiego zinternalizowanego podejścia są liczne a smutne przypadki osób, którym nie przeszkadza brak znajomości tabliczki mnożenia (bo są “humanistami”) bądź nieumiejętność napisania jednego zdania bez błędu (bo “mają umysł ścisły”). To jednak mniejszy problem – większy jest taki, że uczniowie ucza się myśleć w pakietach przedmiotowych. Moje doświadczenia z prowadzenie zajęć ze studentami wskazują, że szczególnie pierwsze roczniki mają problem z transferem wiedzy. Zastosowanie nabytej już wiedzy w nowym kontekście jest dla nich bardzo trudne. Nie są głupi – po prostu przyzwyczaili się, że jak omawiają temat A, to pytani będą o niego na sprawdzianie z A, i tyle.
Jeszcze inna sprawa to to, że w dorosłym życiu zawodowym właściwie nikt nie może sobie pozwolić na bycie dobrym tylko w jednym z klasycznych szkolnych przedmiotów. Jestem z wykształcenia psychologiem i w tym zawodzie zdecydowanie przydaje się znajomość filozofii czy historii z jednej strony, a biologii i matematyki z drugiej. Sprawne posługiwanie się językiem ojczystym i przynajmniej jednym obcym też nie zaszkodzi. Najważniejsze, że zazwyczaj te umiejętności trzeba łączyć. Raport z badań to i polski, i matematyka (statystyka), i kompetencje inżynierskie (obsługa narzędzi, programów). Przychodzi mi na myśl tylko jedna grupa zawodowa, która może sobie pozwolić na brak interdyscyplinarnego podejścia – nauczyciele.
Na co dzień uczymy w CeLu siebie i innych. Pomysł żeby ograniczać się w naszych kursach do jednego przedmiotu wydaje nam się równie egzotyczny, co wspomnianej pani dyrektor idea, żeby je łączyć w bloki. Być może w szkole takie rozwiązanie faktycznie nie byłoby korzystne. Wątpię, ale może. Nawet jeśli tak, to warto jednak odrzucić je po krytycznej analizie, a nie za sprawą bezrefleksyjnej akceptacji dla tradycji.

Co natomiast z ostatnim kontrargumentem? Czy faktycznie dla humanisty ważniejsza jest wiedza o tym, co fizyka ma do powiedzenia o dynamice ciał fizycznych niż co sądzi o różdżkarstwie?
Na potrzeby tego tekstu spróbowałem sobie przypomnieć prawa Newtona (ich znajomość ostatnio była mi potrzebna w liceum). Udało się z dwoma, choć przypisałem im złe numery. Ostatnie (a w istocie Drugie) zaginęło w pamięci, choć po przeczytaniu zrozumiałem, że przecież je znam – wiem, co się stanie, gdy kopnę piłkę. Tym niemniej przyznaję, że brakuje mi teoretycznych podstaw. Mam jednak podejrzenia, że nie zaszkodzi mi to za bardzo w życiu.
Znacznie większe ryzyko kryje się w przekonaniu, że w przypadku zachorowania pójście do lekarza i bioenergoterapeuty to wybór między równoprawnymi alternatywami, że powinienem podejmować życiowe decyzje pod wpływem układu gwiazd czy kart Tarota, że  w sprawie budowy domu powinienem się radzić raczej różdżkarza niż geodety czy architekta. Lekcje o radiestezji i astrologii mogą być cudowną szansą na nauczenie się nie tylko fizyki czy biologii, ale i bardziej podstawowych umiejętności krytycznego myślenia, analizy, refleksji. To też są rzeczy, na które tu mocno zwracamy uwagę – liczymy, że uczestnicy naszych kursów skończą je z własnym, niekoniecznie z naszym zdaniem. Jeśli spierają się z nami o kształt e-learningu, to przecież wszyscy na tym korzystamy.

Nie wiem, jak będzie z pomysłem ministerstwa. Nie wiem, czy jest wykonalny. Nie mam nawet pewności, że jest dobry. W odróżnieniu jednak od większości osób, które usłyszałem rano, widzę w nim nie zagrożenie, ale spory potencjał.

Photo by paul morris on Unsplash

2 thoughts on “O astrologii na lekcji fizyki

Możliwość komentowania została wyłączona.

Cookie1 Cookie2
Nasze serwisy wykorzystują ciasteczka (cookies). Korzystając z nich wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami Twojej przeglądarki stron WWW.
Czytaj więcej